Jest taka stara, znana z Zakazanych Piosenek melodia Teraz jest wojna;
"Teraz jest wojna,
Kto handluje, ten żyje.
Jak sprzedam rąbankę,
Słoninę, kaszankę,
To bimbru się też napiję."
Chociaż żartobliwa to jednak opowiada o okropnej, wojennej rzeczywistości.
Nie wszyscy wiedzą, że oryginalna wersja tej piosenki została spopularyzowana przez Quirino Mendoza y Cortez i jest ludową pieśnią meksykańską, o zupełnie innej wymowie.
Ay, ay, ay, ay
Canta y no llores (śpiewaj i nie płacz)
Porque cantando se alegran (bo śpiewając się radują)
Cielito lindo, los corazones (piękne niebo, serca)
W oryginale to jest radosna pieśń miłosna i myślę, że to doskonale obrazuje podstawową różnicę między nami. Meksykanie są bardziej radośni, a już na pewno bardziej ekspresyjni. My jesteśmy ogólnie bardziej powściągliwi w okazywaniu emocji.Wydaje mi się, że nasze normy zachowań społecznych nas w tym trochę ograniczają Ileż to razy rodzice zwracali nam uwagę "nie krzycz na ulicy", "nie wygłupiaj się". Polacy są bardziej zachowawczy w kontaktach z innymi, zwłaszcza obcymi, weżmy dla przykładu przestrzeń osobistą. W Meksyku właściwie to pojęcie nie istnieje, wiedzą o tym zwłaszcza ci, którym zdarzyło się przespacerować ulicami miasta Meksyk. Masz wrażenie, że zapomniałeś zdjąć pelerynki niewidki, poprostu idą na ciebie ( a co ty z tym zrobisz to twój problem ;) ). Ludzie są obok ciebie, za tobą, przed tobą (przed twoim nosem ) i pod tobą (dosłownie , bo chodniki są nadziane sprzedawcami jak dobra kasza skwarkami). Nie zagadujemy też do obcych, co u Meksykanów jest zjawiskiem dość normalnym. Już widzę te zdziwione twarze, jak wchodzę do restauracji we Wrocławiu i od progu wołam dzień dobry, smacznego !
Jesteśmy o wiele mniej hałaśliwi od Meksykanów, dla których kakofonia dźwięków wydaje się być zjawiskiem naturalnym i nie przeszkadza im. Na własne oczy widziałam olbrzymią imprezę ze sceną, muzyką i światłami na czyimś prywatnym ogródku. W Polsce nie zrobilibyśmy tego, po pierwsze z szacunku do sąsiadów, a po drugie z obawy przed policją. W Meksyku sąsiedzi wpadają na taką imprezę z flaszką tequli, a jeśli już z jakiś względów zjawi się policja to pewnie też baluje. Generalnie bardziej od Meksykanów zwracamy uwagę na to, co może przeszkadzać drugiemu, kładziemy większy nacisk na poszanowanie prywatności. Meksykanie są bardziej skupieni na sobie, mniej myslą o tym co powiedzą inni.

Meksykaska Częstochowa czyli Bazylika w Guadalupe
W przeciwieństwie do nas, Meksykanie nie narzekają na nic. Zapytani "co tam" zawsze odpowiedzą pozytywnie, nie ważne, że właśnie umarła im matka, babka i prababka.
Spoglądają na świat przez różowe okulary, co ma swoje dobre i złe strony.
Nasze narzekanie chyba nauczyło nas dostrzegać niedoskonałości, postrzegać rzeczywistość bardziej realnie i przez to ponaprawiać to, co trzeba. Meksykanie cały czas opierają się na pozytywach, zakrzywiają w ten sposób rzeczywistość. Trochę chyba jest tak, że my mamy problem z mówieniem pozytywnym o sobie i otoczeniu, a Meksykanie z negatywnym.
Jeśli jest coś, czego ludzie w Meksyku nie lubią, to jest to czekanie. To działa na nich jak woda święcona na diabła, zaczynają się niecierpliwić w rekordowym tempie. Co ciekawe zasada ta działa tylko jeśli trzeba czekać na to, aż ktoś coś dla nich zrobi. Nie dotyczy to sytuacji takich jak chociażby czekanie na autobus, albo na spóźnialskich. My chyba mamy zupełnie odwrotnie i kiedy czekamy na spóźniony kilka minut autobus, przeklinamy na czym świat stoi. Stojąc w kolejce sklepowej nawet długo, zachowujemy się jak potulne baranki. Meksykanin pierwszą sytuację by olał, bo po co się martwić skoro i tak przyjedzie. W drugiej, po jakiś 2 minutach zacząłby się wiercić, po 5 minutach wkurzać, a po 10 minutach dostałby apopleksji.
Kolejną różnicą jaka mi przychodzi do głowy jest sposób wychowywania dzieci.
Meksykańscy rodzice są mniej nadopiekuńczy i chętniej puszczają dzieci na głęboką wodę.
Raczej dopingują "idź", "spróbuj" zamiast jak to często bywa u nas "uważaj", "to trudne, nie uda się". Poza tym polskie mamy jak się zdenerwują dają ścierą po łbie, a meksykańskie są mistrzami w rzucaniem klapkiem. W sumie, mają większy promień rażenia ;)
Zdecydowanie więcej nas jednak łączy, a jako pierwszą rzecz wymieniłabym gościnność.
Meksykanie i Polacy działają wedle zasady "gość w dom, Bóg w dom". Jeśli Meksykanin zaprasza was na obiad, to wmusi w was tyle jedzenia, że wystarczy na tydzień, a odmowa jest grzechem najcięższym i grozi śmiertelną obrazą gospodarza. Czyli zupełnie identycznie jak w Polskim domu, zwłaszcza u babci "chcesz dokładkę ? nie?, no to masz bo marnie wyglądasz".
Meksykanie podobnie jak Polacy są bardzo, bardzo rodzinni, uwielbiają spędzać czas wspólnie.
Na wspomnianym już proszonym obiedzie, prawdopodobnie poznasz wszystkich krewnych i znajomych królika, a każdy z nich będzie ciebie zapraszał na kolejne biesiady. Całkiem jak w domu prawda? Każdy Meksykanin, podobnie jak każdy Polak zna się na wszystkim, od piłki nożnej, po medycynę nuklearną. Wspólną mamy też smykałkę do kombinowania, choć Meksykanie mają ją trochę bardziej rozwiniętą. Oba narody są nadal bardzo religijne i bardzo starają się szanować swoją tradycję i kulturę. Chyba tez podobnie jak my, działają według zasady nic tak nie jednoczy, jak wspólny wróg. Mogą się na codzień kłócić, ale jak tylko pojawia się jakiś zewnętrzy wróg, marny jego los. Ponadto myslę, że i Meksykanie i Polacy są uparci, ciężko ich do czegoś zniechęcić, jak już coś sobie wbijemy do głów, to święty Boże nie pomoże....
Właściwie, gdyby tak wymieszać Polaków z Meksykanami to wyszedłby naród idealny !
Comments